piątek, 5 lipca 2013

Rozdział 1 (II część)

Po tym, co zdarzyło się w moje urodziny, poprosiłam Harrego o trochę czasu. Musiałam wszystko dokładnie przemyśleć, bo w sumie, to pogubiłam się w tym już dawno temu. Z jednej strony był Louis, którego wciąż kochałam. Pomimo tego, co zrobił ze mną, nadal żywię do niego uczucie, i jestem w stanie poczekać, aż wszystko znajdzie swoje rozwiązanie. Zaś z drugiej był Harry, który był przy mnie w każdym momencie mojego życia... i w tych złych i dobrych. Wspierał mnie bez względu na to co się działo i bez względu na to co się dzieje.
Czy można kochać dwie osoby jednocześnie? W moim przypadku chyba tak... tylko co zrobić, jak jedna postanowiła zrobić sobie ‘przerwę’ a druga czeka na twoją odpowiedź? Jak bardzo chora jest ta sytuacja?
Całą noc nie mogłam spać. Przewracałam się z boku na bok i myślałam o tej popieprzonej sytuacji, w której się znajduje. Potrzebowałam z kimś pogadać, ale aktualnie nie miałam z kim. Cóż... Co zrobić, kiedy twój najlepszy przyjaciel jest w tobie zakochany? Nie masz wtedy nawet z kim pogadać... Przez to co się stało, Harry postanowił spać na kanapie. W sumie... też czułabym się dziwnie, śpiąc z nim w jednym łóżku.
- Cześć – z zamyśleń wyrwał mnie ten ochrypły głos, przy którym momentalnie dostawałam ciarek.
- Hej – mruknęłam pod nosem i przyssałam się do kubka z kawą. Kątem oka obserwowałam, jak Harry zawzięcie walczy z ekspresem do kawy. Uśmiechnęłam się pod nosem i mu pomogłam – Dzięki – chłopak posłał mi wdzięczny uśmiech i wrócił do przygotowywania sobie śniadania. Dopiłam resztę kawy i wstawiając kubek do zlewu poszłam do pokoju. Zatopiłam się w jakiejś lekturze i miałam ogromną nadzieję na to, że przy niej choć na chwilę się wyłączę. Że choć przez tą chwilę, kiedy będę ją czytać nie będą mnie dręczyć na powrót te wszystkie myśli... Louis, Harry, pocałunek, ciąża Eleanor... wszystko!
Na marne.
Nawet pierwsza lepsza powieść nie dała mi o tym zapomnieć. Wręcz od natłoku myśli, nie potrafiłam się na niej skupić. Usłyszałam jak ktoś wchodzi do pokoju. Harry.
Odwróciłam się i zauważyłam jak wyciąga coś z szafy, po czym kieruje się do łazienki. Próbowałam spowrotem skupić się na lekturze, lecz z marnym skutkiem. Moją głowę zaprzątały teraz myśli o nim. O Harrym.
Jego delikatne usta na moich. Ten elektryzujący prąd przeszywający mnie od podeszwy, aż po sam czubek głowy. To niewytłumaczone przyciąganie... „Jak ja mogłam zakochać się w własnym przyjacielu?”.
Ale z drugiej strony Louis... ta jego troska i opiekowanie się mną. Tak naprawdę, to tylko on znał całą prawdę o Danym. Ta jego czułość i pragnienie, żeby zawsze był blisko. Żeby mógł mnie przytulić i pocałować na dobranoc. Żebym mogła zasnąć w jego bezpiecznych ramionach, i obudzić się obok jego uśmiechniętej, zaspanej twarzy.
Nie. Dość!
Potrzebuje przerwy. Potrzebuję wytchnienia i świeżego powietrza. Duszę się tu i nikt nie jest mi w stanie pomóc. Jedynym wyjściem jest mój wybór. Nikt mi go nie narzuci... wszystko zależy ode mnie i mojej decyzji.
Od decyzji, której nie chcę podejmować.
Nie chcę wybierać. Kocham ich obu. Każdego inaczej, ale na równi. Czemu życie jest tak niesprawiedliwe? Czemu muszę wybierać? Czasami mam ochotę umrzeć. To by dało rozwiązanie wszystkich problemów.
Czuję się w tym momencie, jak matka, której kazano wybierać pomiędzy dwójką swoich dzieci. Tyle że jedno dziecko przeżyje, a drugie idzie na śmierć.
Jak wy byście wybrali w takim wypadku? Ja szczerze, wolałabym oddać swoje życie, za dwójkę moich dzieci, które jednakowo kocham.
Czemu życie nie jest proste? Czemu stawia przed nami takie wybory? Wiem, że jak wybiorę jednego, będę cierpieć. Wiem, bo obaj są dla mnie ważni...
Harry wyszedł, tak... kolejne próby przed koncertem. Ale z drugiej strony to dobrze. Nie będę musiała patrzeć na niego i wymuszać uśmiechu „Wszystko gra” Nie. Tak naprawdę NIC nie gra...
Potrzebuję odetchnąć.
Chwyciłam mój dotykowy telefon i wklepałam w niego doskonale znany mi numer. Trzęsącymi się dłońmi nacisnęłam zieloną słuchawkę i czekałam. Jeden sygnał. Drugi. Trzeci. Już miałam się rozłączyć, kiedy po drugiej stronie telefonu usłyszałam ten miły, ciepły głos.
- Halo?
- Emm... cześć. Tu Karolina – powiedziałam niepewnym głosem i już po sekundzie słyszałam niezmiennie miły głos, po drugiej stronie.
- Karolinka? Cześć słoneczko. Co się stało? Dziwnie brzmisz...
- Wszystko dobrze, babciu. Mam pytanie... a raczej prośbę...
- Słucham Cię uważnie – prawie czułam, jak babcia troskliwie się uśmiecha.
- Czy mogłabym do was przylecieć na jakiś czas?
- Jeszcze się pytasz... przecież sami Cię zapraszaliśmy na wakacje. Naturalnie, że możesz. Mama wie?
- Nie. Napiszę dzisiaj do niej...
- Dobrze, w takim razie czekamy, skarbie.
- Dziękuję. Jeszcze zadzwonię. Papa... – pożegnałam się, i po odpowiedzi babci rozłączyłam.
Odetchnęłam z ulgą... teraz tylko napisać mamie i wyjechać.
Poszłam do dużej szafy i wyciągnęłam z niej walizkę. Poupychałam w niej wszystkie swoje rzeczy i zapięłam zamek błyskawiczny. Nie zdążyłam się nawet umyć. Postanowiłam jak najszybciej stąd wyjść, bo z sekundy na sekundę dręczyły mnie wyrzuty sumienia. Już wychodziłam, gdy popatrzyłam za siebie i ogarnęłam apartament wzrokiem. Coś mnie tknęło i zostawiając walizkę w wyjściu wróciłam się. Wzięłam szybko do ręki długopis, czystą kartkę i napisałam na niej krótki list do Harrego, po czym zostawiłam go na stole i zamykając za sobą drzwi wyszłam z pokoju.
Na moje szczęście pod hotelem stał rząd taksówek. Wsiadłam do jednej z nich razem z moim bagażem.
- Na lotnisko poproszę – powiedziałam ocierając łzy z policzków. Czułam się trochę podle, zostawiając ich prawie bez słowa wyjaśnienia... sama nigdy nie chciałabym, żeby ktokolwiek mi tak zrobił, ale czułam się trochę do tego zmuszona. Po prostu nie potrafiłam inaczej.
- Żaden mężczyzna nie jest wart, żeby przez niego płakać – starszy pan uśmiechnął się do mnie pocieszająco.
Z jednej strony, nie powinno go to obchodzić, ale z drugiej było mi miło, kiedy mnie pocieszał. Jednak ktoś mnie dostrzegał, chociaż byłam mu tak naprawdę nie znana...
Taksówkarz zawiózł mnie na lotnisko. Podziękowałam mu i zapłaciłam, po czym wyszłam z taksówki. Weszłam do budynku i poszłam kupić bilet na samolot.
- Jeden do Polski poproszę – wręczyłam kobiecie w okienku pieniądze i dostałam bilet. Udałam się z nim do bramki odlotów i poszłam z moim bagażem na pokład samolotu.
Usiadłam w wygodnym fotelu i patrząc za małe okienko obserwowałam oddalający się Paryż. Łzy mimowolnie poleciały z moich oczu i zaczęły małymi strużkami spływać po policzkach. Szybko je starłam i starając się nie rozpamiętywać wszystkiego włożyłam słuchawki na uszy i włączając ulubioną muzykę próbowałam zasnąć.
Sen jest lekiem na wszystko. Szkoda tylko, że czasem nie można przespać wszystkich złych momentów w życiu...

***


Doleciałam do Polski. Lądowaliśmy na lotnisku w Balicach.
Wsiadłam do busa i po dwóch godzinach przesiadłam się w Zakopanym do tego jadącego do wsi, w której mieszkali moi dziadkowie.
Wysiadłam dziękując kierowcy. Pomimo tego, że było lato, na zewnątrz robiło się powoli ciemno. Szłam asfaltową drogą, po której o tej porze prawie nic nie jeździło. Tak... pomyślicie sobie zadupie, i dobrze. Ale ja kochałam to zadupie. Tu naprawdę można było się wyciszyć i odpocząć od tego wszystkiego. Domek dziadków znajdował się na jednej z górek. Dookoła nie było żadnych zabudowań. Za ich domem znajdowała się duża łąka i las, przez który przepływał strumyczek. Tego potrzebowałam. Ciszy. Spokoju. Nikogo dookoła.
Idąc drogą podziwiałam widoki zachodzącego słońca i oddychałam głęboko świeżym powietrzem. Tamto Paryskie powietrze, nie umywało się niczym do tego górskiego.
Skręciłam na krętą, wyjeżdżoną dróżkę prowadzącą do domu. Dookoła unosił się przyjemny zapach świeżo skoszonej trawy.
Przeszłam przez piękny ogródek mojej babci. Wszędzie dookoła rosły kwiaty, posadzone były krzewy i drzewka. Moja babcia miała bzika na punkcie tego ogródka, co było widać na pierwszy rzut oka. Był zadbany i wypielęgnowany. Choćbyś nie wiem ile szukał, nie znajdziesz tak żadnego chwasta... Doszłam do drzwi, w które donośnie zapukałam. Po chwili pojawiła się w nich babcia. Nie była bardzo stara, ponieważ urodziła moją mamę mając zaledwie 18 lat. Jej jeszcze ciemno brązowe, krótkie włosy zapięte były z tyłu jakąś spinką. Miała na sobie fartuszek „Musiała coś gotować..”. Widząc mnie od razu mocno mnie przytuliła.
- Cześć skarbie – ucałowała mnie w policzek i odsunęła od siebie – Ale wyrosłaś! – kręciła z niedowierzaniem głową -  Pamiętam Cię jeszcze taką, jak mieszkałyście z mamą w Polsce – pokazała ręką na jakiś metr nad ziemią – Wchodź – zaprosiła mnie do środka i zamknęła drzwi. Zaprowadziła mnie do mojego ulubionego pokoju, w którym zawsze spałam jak u niej byłam. Nic się tu nie zmieniło... lawendowe ściany, firanki w tym samym kolorze i duże drewniane łóżko stojące pośrodku. Biała pościel w drobne, kolorowe kwiatuszki, ciemne panele i jedna, duża szafa z lustrem, pod ścianą.
- Rozpakuj się, a potem umyj ręce i zejdź na dół na kolację – babcia uśmiechnęła się do mnie promiennie i wyszła z pokoju. Tak jak mnie poprosiła tak zrobiłam. Ze względu na to, że nie wiedziałam ile tu będę, wyjęłam z walizki tylko kilka rzeczy i poukładałam w ciemno-brązowej szafie. Zeszłam na dół i usiadłam na drewnianym krześle w kuchni. Babcia robiła coś przy blacie kuchennym i po chwili postawiła przede mną pysznego omleta.
- Smacznego.
- Dziękuję – powiedziałam i zabrałam się za wcinanie tych pyszności przyrządzonych przez babcię. Gdy zjadłam, odłożyłam brudne naczynia do zlewu i jeszcze raz podziękowałam.
- Gdzie dziadek? Odkąd tu przyjechałam nie widziałam go nigdzie... – spytałam upijając trochę gorącej herbaty.
- Dziadek powinien być albo gdzieś w ogródku, albo w stajni – babcia promiennie się do mnie uśmiechnęła – Jak chcesz, to idź do niego.
Ubrałam na nogi trampki i wyszłam tylnym wyjściem, przez taras do ogródka. Przeszłam kamienną ścieżką rozglądając się na boki, ale tam go nie było. Poszłam dalej, wzdłuż padoków, kiedy doszłam do stajni. Weszłam do środka i zobaczyłam doskonale znaną mi postać. Dziadek gdy mnie zobaczył, uśmiechnął się szeroko. Podbiegłam do niego i wpadłam w ramiona.
- Cześć malutka! Ale urosłaś...
- Wszyscy musicie mi to wypominać? Ciebie też dobrze widzieć dziadku – zaśmiałam się.
- Wiesz... nie widzieliśmy Cię z babcią kilka dobrych lat... chyba nam wolno – puścił do mnie oczko i wrócił do wcześniej wykonywanej czynności – Jak wam się żyje z mamą w tym Londynie?
- Dobrze, nie narzekamy. W sumie, to od ponad dwóch tygodni, nie jestem w Londynie...
- Czemu? Byłaś gdzie indziej na wakacjach? – spytał podnosząc jakieś wiaderko z paszą i zanosząc do boksu obok. Tak... babcia miała swój ogródek, a dziadek był zapalonym koniarzem. Pamiętam jak jako mały, jeszcze nie umiejący sklecić normalnego zdania bąk, przyjeżdżałam do tu i jeździłam z dziadkiem. Jeszcze dobrze nie chodziłam, kiedy siedziałam w siodle.
- Można tak powiedzieć... byłam w trasie koncertowej.
- Aha... z Harrym, tak? – dziadek uśmiechnął się.
- Nie tylko, ale między innymi też – podeszłam do dziadka i zerknęłam przez uchylone drzwi boksu, na zwierze znajdujące się w środku. Był nim karej maści Coriano. Koń na którym zawsze jeździłam będąc tutaj. Podeszłam do niego i pogłaskałam go po szyi.
- Jeśli masz ochotę, to możesz wziąć go na przejażdżkę – usłyszałam propozycję dziadka.
- Gdyby jutro była ładna pogoda, to czemu nie... strasznie dawno nie jeździłam...
- Jestem przekonany, że niczego nie zapomniałaś. Takich rzeczy się nie zapomina, zupełnie jak z jazdą na rowerze.
- Przekonamy się jutro – posłałam dziadkowi uśmiech i poszłam dalej.
Porozmawiałam z dziadkiem i wróciliśmy do domu. Na polu było już całkowicie ciemno. Dziadkowie pytali o to czemu tak nagle przyjechałam, ale zbywałam ich, mówiąc, że po prostu się stęskniłam. Może nie było to do końca kłamstwo, bo owszem, stęskniłam się, ale to na pewno nie był główny powód mojego przyjazdu do Polski.
Była już późna godzina. Wykończona wszystkimi zdarzeniami z ostatnich dni, poszłam wziąć długą, relaksującą kąpiel i położyłam się do łóżka. Zastanawiałam się jeszcze, czy nie wejść na Internet, ale stwierdziłam, że jak mam być odcięta od świata, choć na te kilka dni, to odpuszczę sobie.
Zasypiałam chyba przez godzinę. Znów przewracałam się z boku na bok i nie mogłam odpędzić od siebie tych wszystkich myśli. No ale kto mówił, że będzie lekko? To, że odcięłam się od świata, nie znaczy, że odcięłam się od problemów.

*** Perspektywa Harrego ***

Wróciliśmy z chłopakami do hotelu. Tak... te próby przed jutrzejszym koncertem, można śmiało i bez ogródek nazwać ciężkimi. Przez nasze rozkojarzenie, musieliśmy kilka razy powtarzać niektóre piosenki i układy... szlag by to trafił. Czułem się jak po całym dniu ciężkiego pracowania.
Podszedłem do drzwi i otwarłem je. Wszedłem do środka i rzucając marynarkę na bok krzyknąłem na cały głos że jestem. Cisza. Nikt mi nie odpowiedział.
Wszedłem w głąb apartamentu i zerknąłem do pokoju.
Szafa była otwarta, jakby ktoś w pośpiechu zapomniał jej zamknąć. Podszedłem do niej, i już miałem ją zamykać, kiedy zobaczyłem, że w środku czegoś brakuje. A tak dokładniej nie czegoś, tylko walizki i ubrań Charlie. Zacząłem nerwowo przeszukiwać apartament, w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogłoby należeć do niej. Na marne.
Przechodziłem przez salon i w oczy rzuciła mi się wytargana z jakiegoś zeszytu kartka. Wziąłem ją szybko do ręki i zacząłem uważnie czytać, zwykle staranne, ale tym razem trochę rozmazane pismo dziewczyny.

Harry!
Nie ma mnie... tak, nie mylisz się, wyjechałam.
Potrzebowałam tego... Wszystko co się dzieje... to, że kocham was obu i muszę wybierać... nie potrafię. Dla wszystkich będzie lepiej jak wyjadę.
Nie wiem czy wrócę, czy nie... nie mam najmniejszego pojęcia.
A co jest w tym najgorsze?
Świadomość, że zostawiłam Cię samego... Wiem, nie powinnam była tego robić, ale stało się. Nie umiem poradzić sobie z tym wszystkim i potrzebuję czasu. Przepraszam.
Kocham Cię,
                       

Charlie x.


Gdy przeczytałem ostatnie słowa, z moich oczu zaczęły kapać słone łzy.
Wyjechała.
Nie ma jej.


_________________________________

Tak jak chcieliście, a ja obiecałam, startujemy z drugą częścią opowiadania :)
Jak wam się podobał pierwszy rozdział?
Według mnie, jest trochę dziwny, ale w miarę OK.
Dziękuję wam za komentarze pod poprzednim. Fajnie wiedzieć, że ktoś to czyta i docenia waszą pracę i poświęcony czas :)
Całusy xx.

10 komentarzy:

  1. Ta część skierowana jest do Charlie.
    Czyś Ty dziewczyno wszystkie zmysły postradała?! Uderzyłaś się w głowę, czy co? Louis tak po prostu bez słowa zostawił Cię samą, a Ty się zastanawiasz, którego wybrać?! I nie mów mi, że El mu zabroniła bo skoro się jej tak słucha to taki z niego mężczyzna jak z koziej dupy trąba! Powiedzmy, że jestem w stanie zrozumieć, że musisz zastanowić się nad tym co czujesz do Harry'ego bo nie chcesz zniszczyć waszej przyjaźni i w ogóle, ale dobrze się zastanów nad tym co robisz.
    Do Harry'ego:
    Daj jej trochę czasu. Tyle się teraz wydarzyło... Mam nadzieję, że wszystko się ułoży :)
    Do autorki:
    Ja chcę drugą część!!!!!

    Całuję!
    Xx.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Charlie: Ja po prostu kocham ich obu... bez względu na to co zrobili :( Dlatego tak trudno jest mi wybrać...

      Harry: Dziękuję. Fajnie, że w nas wierzysz i mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze :)
      Jeśli wybierze mnie, to będę najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Jak wybierze Louisa... cóż, będę im kibicował, bo jej szczęście jest dla mnie najważniejsze! :) Ale nie poddam się bez walki x.

      Całusy xx.

      Usuń
    2. Charlie: Nie ogarniam...
      Harry: Jesteś taki kochany <3

      Xx.

      Usuń
    3. Charlie: Niestety ja powoli też przestaję...

      Harry: Dziękuję :) staram się ... ;)

      Usuń
  2. Czekam na nexta, bardzo się cieszę, że piszesz dalej, bo tak dużo autorek odchodzi z blogów, albo nic nie pisząc nie dodaje postów, no cóż jestem nadal za tym by Charlie była z Lou. :)
    Pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie też sama miałam dość długą przerwę, ale stwierdziłam, że jak tylu osobom obiecałam, że wrócę, to prędzej czy później to zrobie. Sama nie chciałabym, żeby ktoś mnie tak zrobił, więc sama staram się tak nie robić :)
      Pozdrawiam xx.

      Usuń
  3. Piszę ten komentarz już 4 raz i przysięgam, że jeśli teraz się nie doda, to już więcej nie napiszę...
    Ale jak to wyjechała? Ot tak spakowała się i zniknęła? Ja rozumiem, że potrzebuje czasu, ale żeby tak od razu uciekać? Mam nadzieję, że ogarnie się w miarę szybko i wróci :) Albo niech Harry po nią wpadnie, bo na Lou jestem obrażona i przestałam na niego liczyć.
    Z niecierpliwością czekam na kontynuację :)
    Całusy :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie widziałam i się zdziwiłam, że na poczcie pokazuje mi się że dodałaś, a tu go nie ma xD
      Ja zawsze kopiuje komentarz, jak piszę długi i sprawdzam, czy się dodał ;p
      Na to wygląda... spakowała, zabrała i wyjechała.
      Hahaha... kolejna obrażona osoba na Louisa... grono widzę coraz większe ;)
      Całusy xx.

      Usuń
  4. Och Charr!!!!Jak mogłaś wyjechać?
    Chociaż z drugiej strony rozumiem ją.No bo jak ona miała wytrzymać w jednym domu razem z Harrym?Ona go kocha i on ją kocha ale ona nie chce z nim być więc pewnie ciężko jest jej normalnie z nim rozmawiać.Rozumiem pewnie potrzebuje odpoczynku i musi pozbierać myśli.Harry okazał się bardzo dobrym przyjacielem uszanował prośbę Charr i dał jej czas,chociaż ją kocha i na pewno by chciał już wiedzieć co postanowiła.Jak ja bym chciała takiego przyjaciela!!!Eleanor jest podłą ździrą i nie ma niczego dobrego co mogłabym o niej napisać.A z kolei Louis.......ech szkoda gadać.
    Bardzo się cieszę że dodałaś tą część i czekam na kolejną. :)

    PS.Zyskałaś sobie moją podwojoną sympatję (już wcześniej cię lubiłam za to jak piszesz - z sercem) bo nie odeszłaś tak jak inne pisarki bez słowa wyjaśnienia :) Całuski XXXXX /czarnooka\

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie... niestety tyle dylematów... :(
      Bardzo mi miło to słyszeć :) Cieszę się, że Cię nie zawiodłam i że podoba Ci się moja pisanina ;)
      Całusy xx.

      Usuń