środa, 3 kwietnia 2013

Rozdział 5

Kolejny nudny dzień spędzony w szkole, poza tym, że dzięki loczkowi dostałam z chemii dobrą ocenę za doświadczenie, a nauczycielka wreszcie się nie czepiała. No ale poza lekcją chemii, nic nadzwyczajnego się nie działo. Co gorsze Harry’ego dziś nie było w szkole, napisał mi że zachorował. Może go przewiało jak wracaliśmy wczoraj  wieczorem z nad jeziora? - myślałam.- Nic, dowiem się jak go odwiedzę.- Stwierdziłam i poszłam odłożyć wszystkie książki do szafki. Jedynym pocieszającym faktem było to że za tydzień kończyliśmy szkołę i za razem był to początek wakacji.
Nie minęło pół godziny od wyjścia ze szkoły, jak byłam już pod ich domem. Zadzwoniłam i chwilę później w drzwiach pojawił się uśmiechnięty od ucha do ucha Louis.
- Cześć Lou.
- Cześć mała. - Odpowiedział nadal uśmiechnięty brunet.
- Ja ci dam mała! - Skarciłam go wzrokiem i zrobiłam wkurzoną minę, która najwidoczniej zadziałała.
- Dobrze mamo, nie bij. – Chłopak się zaśmiał i zaczął teatralnie chować się przed uderzeniem.
- Gdzie jest reszta? - spytałam wchodząc głębiej do domu.
- Liam pojechał do swojej dziewczyny Danielle, a Niall z Zayn’em pojechali na jakieś zdjęcia i wywiad.
- Aha, a ty w takim razie co tu robisz? - spytałam.
- Ja opiekuję się Haroldem - wyszczerzył się chłopak. - A tak serio to nie mam dziś wyrobienia na zdjęcia do gazet i wywiady, więc to taka przykrywka. Tylko cichooo. Jakby coś, to ja nic takiego nie powiedziałem. – Uśmiechnął się cwanie i mrugnął.
- A tak na poważnie teraz, jak tam Harry się trzyma?
- Tak sobie. Musiało go trochę wczoraj przewiać... Zresztą idź do niego i sama go spytaj, jest u siebie.
- Ok, dzięki.- powiedziałam kierując się w stronę salonu.
- Tylko pamiętaj, drzwi na to drugie lewo. - Mrugnął do mnie oczkiem i odszedł w stronę kuchni a ja spaliłam buraka przypominając sobie nasze pierwsze spotkanie. Zostawiłam torbę w salonie i poszłam na górę do Harry’ego. Zapukałam w drzwi i usłyszałam ciche "proszę". Weszłam do środka. Harry leżał na łóżku w dresach, przykryty szczelnie kołdrą. Wyglądał strasznie mizernie. Był cały rozpalony od gorączki i co chwilę kaszlał i kichał.
- Hej Harry, jak się trzymasz? -spytałam i przysiadłam obok niego na łóżku.
- Cześć, mała. Jakoś... Szczerze, to tak sobie. - powiedział trochę słabym zachrypniętym głosem, tylko to już nie była ta "jego" chrypka, tylko zdarte gardło od kaszlu.
- Co wy dziś macie wszyscy z tą "małą"? - zapytałam chłopaka ze śmiechem.
- No bo jesteś moją małą 'siostrzyczką'. - Uśmiechnął się promiennie i znów zakaszlał.
- Oj biedaku, widzę że nieźle ci daje popalić ta choroba. Może ci coś przynieść?
- Jakbyś mogła, to poproszę o kubek gorącej herbaty z miodem i cytryną. - Uśmiechnął się delikatnie.
- Jasne, już się robi. - powiedziałam i wstałam z łóżka. Wzięłam ze sobą tackę z pustymi naczyniami zapewne po śniadaniu i zeszłam do kuchni. W kuchni siedział Louis. Nastawiłam wodę w czajniku i wyjęłam kubek.
- Gdzie macie herbatę i miód? - spytałam bruneta.
- Herbata w górnej szafce po twojej prawej, a miód już ci dam. - Wstał i zaczął otwierać po kolei szafki w poszukiwaniu miodu. Pogrzebał w nich i w końcu coś znalazł.
- Proszę. - Podał mi słoik.
- Dzięki. - Uśmiechnęłam się szeroko do chłopaka i zajęłam się robieniem herbaty dla Harry’ego. Gotowy napój wzięłam do ręki i skierowałam się ku schodom.
- Jakbyście czegoś potrzebowali to dajcie znać. - powiedział Lou.
- Okej. - odpowiedziałam krótko i poszłam do loczka. Gdy weszłam do pokoju nic się nie zmieniło. Harry dalej leżał pod kołdrą, co prawda nieco rozgrzebany... tylko zaraz... Spał. Widać musiał być bardzo zmęczony, jeżeli nawet nie usłyszał jak wchodziłam. Zostawiłam parujący kubek na jego szafce obok łóżka, podeszłam do niego, naciągnęłam na niego kołdrę i jak najciszej potrafiłam wyszłam i zamknęłam za sobą drzwi. Co ja teraz zrobię? – pomyślałam. Stwierdziłam, że może Louis dotrzyma mi towarzystwa, skoro Harry zasnął? Zeszłam znów na dół. Brunet siedział tym razem w salonie. Jak mnie zobaczył uśmiechnął się. - Coś się stało? Czegoś potrzebujecie? – spytał.
- Nie, Harry zasnął... nie będę go budzić. Stwierdziłam że przyjdę do ciebie. Jeśli ci to nie przeszkadza, oczywiście. - powiedziałam cicho.
- Dobra, to siadaj - poklepał wolne miejsce obok siebie i uśmiechnął się przyjaźnie.

*** Perspektywa Louis'a ***

Charls usiadła obok mnie na wolnym miejscu. Hmm.. co by tu zrobić? - myślałem.
- Może porozmawiamy. – zaproponowałem. - W sumie to nie znam cię za dobrze... - "Chociaż ciągle o niej myślisz..." - podpowiedziało mi w myślach moje drugie ja - rozmarzyłem się na samą myśl o wydarzeniach z ostatnich dni... Szczególnie o pocałunku.
- Jasne, pytaj o co chcesz. – Dziewczyna uśmiechnęła się szczerze.
- To może opowiedz mi po prostu coś o sobie, a potem ja opowiem ci o sobie. - zaproponowałem.
- Dobra, nie wiem czy twoje opowiadanie będzie potrzebne, bo Harry już tyle mi opowiedział o tobie, że znam cię chyba na wylot. – zachichotała. – Tak więc mam na imię Charls, ale to już chyba o mnie wiesz... - Zaśmialiśmy się oboje.
Jak ona cudownie się śmieje - znów się rozmarzyłem.
- Chodzę z Harrym do szkoły, do ostatniej klasy, jesteśmy w tym samym wieku. Curly to mój najlepszy przyjaciel, znamy się od małego. Bardzo lubię pływać i uprawiać różne sporty, lubię zwierzęta, dobrą muzykę, lubię gotować i wiele innych rzeczy. Z rzeczy, których nienawidzę to na pewno fałszywych osób. Jestem dość ufna, co nieraz przysparza mi kłopotów. Ufam po prostu często niewłaściwym osobom.
- To znaczy? - spytałem drążąc temat.
- Miałam kiedyś chłopaka, który tak na prawdę się mną zabawiał, a potem zdradzał mnie z innymi. Potem przepraszał, obiecał że więcej tego nie zrobi, ale to były puste słowa - jej twarz momentalnie posmutniała na wspomnienie o chłopaku. Kontynuowała - Wybaczałam mu, ale on potem nadal mnie krzywdził. Znów zapewniał że mnie kocha, że nie ma romansów, a tak na prawdę pod pretekstem wyjazdu do ciotki w góry, albo spotkaniem z kolegami nadal spotykał się z innymi i wiadomo że nie kończyło się na samym spotkaniu. Nie potrafiłam z nim zerwać aż do momentu kiedy na imprezie próbował mnie zgwałcić po pijaku, wtedy stwierdziłam że to ostateczny koniec. - Gdy to usłyszałem moje pięści mimowolnie się zacisnęły. Dziewczyna po tych słowach wytarła kilka łez z policzków, które mimowolnie zaczęły spływać z jej pięknych oczu. Nie znam go, ale mam szczerą ochotę przywalić mu teraz za to wszystko co jej zrobił. Przybliżyłem się do niej i przytuliłem ją. Ona nie oponowała, tylko wtuliła się we mnie i płakała. Głaskałem ją delikatnie po głowie i próbowałem trochę uspokoić.
- Przepraszam że spytałem, nie powinienem. - powiedziałem smutnym głosem. To wszystko przeze mnie... To, że musiała sobie to przypomnieć. Pewnie już dawno o tym zapomniała, a przez moje głupie pytanie tylko przywołałem niepotrzebnie jej bolesne wspomnienia. Brawo dla ciebie Tomlinson, idioto- skarciłem się w myślach.
- To nie twoja wina Lou. Wcześniej nikomu tego nie powiedziałam. Nawet Harry’emu nie potrafiłam. To było dla mnie za ciężkie, więc sprzedałam mu wersje o samym rozstaniu z Danny’m. - mówiła przez łzy. - W końcu musiałam się komuś wygadać. Nie wiem czemu akurat tobie, ale czuję że mogę ci zaufać. - Uśmiechnęła się delikatnie a ja starłem kciukiem łzy z jej policzków. Lustrowałem dokładnie jej tęczówki. Każdy widząc je powiedziałby że są niebieskie, ale nie. One były jak błękitne niebo, lekko pomieszane z szarym. Taki głęboki kolor który nasycił się wraz z jej łzami. Ona również patrzyła w moje oczy. Siedziała z lekko rozwartymi ustami i przypatrywała mi się. "Chciałbyś!" - skomentowało krótko moje drugie ja. Miało racje. Te delikatne różowe usta kusiły. Jak cholera. Czułem się jakby moje usta palił żywy ogień, a jedynym ratunkiem były jej. Powstrzymywałem się przed tym jak mogłem. Przecież nie mogę - pomyślałem - ona mi zaufała, a ja to w tak głupi sposób schrzanię. Co to, to nie!
Nagle ku mojemu zdziwieniu dziewczyna popatrzyła na mnie w ten sam sposób, jak przed naszym ostatnim pocałunkiem i znacznie się nachyliła. Nasze usta dzieliło dosłownie kilka milimetrów. Czułem jej oddech na twarzy i znów, po raz kolejny, nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku.

*** Perspektywa Charlie ***

Ten pocałunek był idealny- namiętny i delikatny za razem. Byłam tylko ja i Louis. Czułam jak chłopak kładzie ręce na moich biodrach, przenosząc mnie na swoje kolana. Usiadłam na nich i wzięłam jego twarz w swoje ręce. Nie miałam pojęcia, co skłoniło mnie do tego, ale znów złączyłam nasze usta i naprawdę mi się to podobało. W zasadzie czułam po części rosnące we mnie pożądanie, które krzyczało o więcej. Nie wiem do czego by doszło gdyby nie to że do salonu akurat w tym momencie wszedł Harry. Gdy go usłyszeliśmy od razu się od siebie oderwaliśmy, a on patrzył zszokowany na nas tymi swoimi zielonymi ślepiami. Czułam jak na moje policzki wstępuje wielki rumieniec. Harry nadal stał jak wmurowany i patrzył na nas. Po chwili zdołał z siebie wydukać tylko:
- Wiecie co, mi się wydaje że to przez tą gorączkę. Ja może już pójdę - pokiwał głową, dotknął swojego czoła i poszedł na górę. My tylko popatrzyliśmy się na siebie i się zaśmialiśmy, jednak czułam się zawstydzona. Co by było gdyby on tu nie wszedł? - pomyślałam - Co nam strzeliło do głowy?
Popatrzyłam na Louisa. Jego wzrok utkwiony był w ścianie a sam on wyglądał na pogrążonego w zamyśleniu. Widocznie też zadawał sobie to samo pytanie co ja. - pomyślałam znowu. Do tego nie powinno dojść aż tak szybko. Czułam do Louisa coś więcej, niż do zwykłego przyjaciela ale nie wiedziałam co on czuje, i nie mogłam nikogo skrzywdzić. Może on to zrobił tylko pod wpływem chwili? Może jego uczucia wcale nie są takie jak moje? Wstałam pośpiesznie z sofy rzuciłam do bruneta ciche "przepraszam". Chwyciłam swoją torbę i wyszłam z domu, bijąc się z własnymi myślami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz